Wspomnienia Marty Zwolak
Przez lata jeżdżenia z „„Granią” mieliśmy różne noclegi. Zwykle to były schroniska, czasem studenckie bazy noclegowe albo agroturystyka. W czasie tych wyjazdów prowadziliśmy nieformalny konkurs na najlepsze i najgorsze schronisko. Co zadziwiające, najlepiej wspomina się te, które były wygodne albo miały świetnych gospodarzy, ale najbardziej zapamiętuje się te... hmm... drugiej kategorii. Takim zaskoczeniem było schronisko w Ustrzykach Górnych. Po całym dniu wędrówki zeszliśmy do Ustrzyk, mieliśmy tam umówiony nocleg na parę nocy w pokojach wieloosobowych. Co z tego, że mieliśmy pokoje dla siebie, skoro nie dało się spać? W pokojach nie było łóżek, tylko piętrowe prycze z metalowymi siatkami, na których leżały materace. Każdy ruch powodował skrzypienie, które budziło pozostałe osoby w pokoju. Nie było żadnych mebli ani nawet wieszaków, bo gospodarze schroniska od lat czekali na zgodę na remont budynku. Dla części uczestników te warunki stały się sprawdzianem własnych możliwości. Dwie osoby, które dopiero dołączyły do „Grani”, zrezygnowały i przeniosły się do agroturystyki. I świadomie już nie zdecydowały się na podobny wyjazd.